czwartek, 20 lutego 2014

Hej!

Hej? Pewnie się dziwicie, że tydzień, a rozdziału nie było, ale ja nie mam weny, chęci, pomysłów...
Znudziła mi się Violetta, zawzięcie jej oglądanie, jej durne zachowanie. DOŚĆ MAM JEJ! 
Leonetta też, skoro się 'kochają' to czemu się są razem, nie rozmawiają ze sobą normalnie?!
Dobra, dość tego debilnego wykładu!
Nie oglądam Violetty, nie pisze już o niej. 
To nie dla mnie. Lubiłam pisać, ale dla siebie, jak mam wenę. 
Ostatnio też polubiłam coś innego niż Violetta :D
Rozdziały może będą, ale to raz na ruski rok. 
Jestem głupią debilką, która założyła bloga, ma 3 rozdziały, a już się poddaję. 
Jestem człowiekiem, słabym człowiekiem. 
Żegnajcie...
Wasza najgorsza, Kornelia Torres!

czwartek, 13 lutego 2014

Temp 1 / Chapter 3 ~ "Tańszego podrywu już na internecie nie znalazłeś?"

            Francesca obudziła się pierwsza, co nie było zdziwieniem, bo usnęła jako pierwsza. Podeszła do swojej torby, starając, aby nie obudzić dziewczyn. Wyciągnęła z torby przegotowane ubranie i wyszła kierując się do łazienki, gdzie ubrała się, delikatnie pomalowała i włosy spięła w kucyk. Zeszła na dół i zaczęła robić kanapki dla siebie i dziewczyn. Zaczęła myśleć o Marco, aż się zacięła nożem. Zasyczała z Przyjaźń na wieki - to właśnie opisywało ich wielką przyjaźń. Usłyszała dźwięki pochodzące z góry, był to śpiew, ale nie Camili. Podejrzewała, że to Violetta, nie myliła się. Weszła schodami na górę, a następnie podeszła pod drzwi łazienki. Schyliła się, aby zobaczyć wnętrze przez dziurkę od kluczy. Teraz już była przekonana, że to ona, ponieważ widziała to na własne oczy.
bólu, ale wciąż robiła kanapki. Przypomniała sobie, o wczorajszej wizycie chłopaków. Zdziwiło ją to, ale również rozśmieszyło, jak i wnerwiło. Chciała ten wieczór spędzić z dziewczynami, czuła, że ostatnio mało czasu spędzała z Camilą. Tęskniła za czasami, kiedy chodziły w południe na plac zabaw, a wracały z niechęcią do domu około godziny dwudziestej. Pomimo tego, że spędzały ze sobą mało czasu, czuła, a nawet wiedziała, że zawsze mogą na sobie polegać.
~ Ładnie śpiewa ~ pomyślała. Mimo, że śpiewała ładnie, było kilka niedociągnięć, które Francesca zauważyła od razu, dzięki lekcjom od Angie. Otworzyła powoli drzwi i stanęła na przełomie holu, a łazienką. Violetta popatrzyła na nią spanikowanym wzrokiem. - Ładnie śpiewasz, ale spróbuj zaśpiewać to bardziej z uczuciem, głośniej. - powiedziała cała rozpromieniona.
- Francesca, ale ja nie umiem śpiewać. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, to było głupie. - powiedziała zdenerwowana na samą siebie. Lubiła śpiewać, ale dla siebie, nie dla nikogo. Gdy czasami była sama w domu, "wyła" na cały budynek.
- Co się tu dzieje? - do pokoju weszła zaspana Camila. Była cała rozczochrana, i pod oczami miała wory.
- Mówię Violi, żeby spróbowała zaśpiewać inaczej. - powiedziała nadal dumna z siebie włoszka. Camila również się uśmiechnęła, przyłapała ją kilka razy na śpiewaniu, gdy nie rozłączyła się na Skype.
- Viola, Viola, Viola! - zaczęły ją dopingować.
- No dobra, ale to na waszą odpowiedzialność. Jak wam uszy pękną, to nie moja wina. - powiedziała nie chętnie.
¿Ahora sabes que?
Yo no entiendo lo que pasa

Sin embargo se

Nunca hay tiempo, para nada

Pieinso que no me doy cuenta

Y le doy mil y una vueltas
Mis dudas, me casaron
Ya no esperare
[...]
- Musisz zapisać się do Studio! - powiedziały razem Camila i Francesca. Spojrzały na siebie, a później roześmiały, często im się tak zdarzało. 
- Nie, dziewczyny. Ja nie umiem śpiewać, a po za tym, są wakacje, czyli bez szkoły. Nawet ja to wiem, a nigdy do niej nie chodziłam! - powiedziała i wyszła z łazienki.
- Viola, zaczekaj! Musisz uwierzyć w siebie, ładnie śpiewasz i musisz to doskonalić. Każdy kiedyś chciał zostać kimś sławnym, a dzięki Studio może Ci się to udać. Po za tym, twoja mama była sławna piosenkarką, musisz mieć po niej talent. - powiedziała Camila, która wyszła zaraz po Violetcie. Cały czas czuła, że Castillo jest oddalona od świata. Nie miała przyjaciół, chłopaka, nawet nie wiedziała jakie jest to uczucie, jak człowiek jest zakochany. Nie pozwoliła dłużej sobie na to patrzeć, musiała działać. 
- Camila, ale tata mi nie pozwoli. Nie mam talentu. To nie wypali  - odwróciła się do kuzynki. 
- Violetta niedługo będziesz pełnoletnia, i tata nie będzie mógł ci niczego zabraniać. - dołączyła się Francesca. 
- No niby tak, ale dziewczyny, to nie wypali. Ja to czuję  - wciąż się przeciwstawiała, czuła, że to nie wypali. Bardzo by chciała uczęszczać do Studio, ale zwyczajnie czuła, że będzie to jeden wielki niewypał. 
- Przemyśl to jeszcze. - powiedziała Camila i zerknęła na Francesce. Wiedziała, że Violetta prędzej, czy później by zgłosiła się do Studio. Każdy chciał tam się uczyć, było to wyjątkowe miejsce w Buenos Aires.
- Chyba pójdę się przejść. - powiedziała Castillo. - Muszę to przemyśleć. - skłamała. Tak naprawdę, to chciała pooglądać Buenos Aires. Z dziewczynami mogła tylko oglądać sklepy, w których były wyprzedaże.
- Okey, jak byś się zgubiła to dzwoń. - powiedziała Camila. Nie mogła zabronić jej wyjść, bo niby dlaczego? Widziała, że Violetta chciała pobyć trochę sama.

            Viola chodziła już godzinę uliczkami Buenos Aires. Podziwiała to miasto, bardzo jej się spodobało. Weszła do jednego z wielu sklepów spożywczych, gdzie wybrała chipsy. Sklep był pusty, była w nim tylko ona, i sprzedawca. Każdy jej krok było słychać doskonale. Była dopiero dwunasta, a ludzie już chodzili pijani, naćpani. Violetta nie była do tego przyzwyczajona, zawsze tata ją odciągał od ludzi. Nie mogła nigdzie wychodzić, nawet z Ramallo. Najbardziej zaufanemu człowiekowi pana Castillo. Stanęła przy kasie, gdzie nikogo nie zastała. Puknęła kilka razy w blat, ale nikt się nie zjawił.
- Halo? - spytała. Do sklepu wszedł chłopak, Violetta odwróciła się do niego, ale nie mogła go rozpoznać, co było oczywiste, bo nikogo tu prawie nie znała. Dopiero gdy brunet podszedł bliżej, Castillo zorientowała się kto to jest.
- No witam, witam. - uśmiechnął się do niej. - Co cię tu sprowadza? - spytał.
- Kupuję  - odpowiedziała mu. Chciała go jakoś odepchnąć, bo przecież on podobał się Camili. Odwróciła się z powrotem w stronę miejsca, gdzie powinna znajdować się kasjerka. - Ej, no. Przyjdzie tu ktoś. - westchnęła.
- Laysy? Ja też lubię Laysy  - powiedział entuzjastycznie i z uśmiechem. - Co powiesz, na mały spacer z Laysami? - zaproponował. Odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego wzrokiem "Serio?".
- Tańszego podrywu już na internecie nie znalazłeś? - spytała. Zaśmiał się pod nosem i ponownie się do niej zwrócił:
- Łał, jesteś pierwszą dziewczyną, która na to nie poleciała  - podszedł krok do przodu.
- Może dlatego, że nie jestem łatwa? - powiedziała stawiając krok do tyłu. Jeszcze jeden, malutki krok i spadłaby na nią półka z piciem.
- Uważaj! - krzyknął. Wyciągnął w tym czasie rękę z kieszeni i wystawił ją do przodu. Violetta przymrużyła oczy, odstawiła chipsy na miejsce i wyszła. Już wiedziała, dlaczego Camila go nie lubiła. Może i był przystojny, ale charakter miał okropny.
- Wczoraj taki milutki dla mnie, a dzisiaj już chciał mnie poderwać. - pomyślała.


            - Widzisz, mówiłem Ci, że to nie wypali! - krzyknął szeptem Verdas do Dominigueza. Ten uśmiechnął się szyderczo.
- Najwyraźniej nie masz takiego uroku osobistego, jak ja - powiedział patrząc Leonowi głęboko w oczy.
- Ale nie rozumiesz mi o co mi chodzi, ona zupełnie nie zwracała na mnie uwagi! Jeszcze ani jedna mi się nie oparła!
- Leon, nie oszukujmy się. Jestem od ciebie lepszy. - powiedział stawiając na palcach u nóg, aby dosięgnąć Verdasa.
- No chyba nie. - powiedział również stawając na palcach u nóg. Diego prychnął. Myślał o Leonie, jak o najgorszym wrogu, który myśli, że jest od lepszy, bo wyższy. Jednak był jego "przyjacielem". Przyjacielem dla sławy. Prawdą było, że do Verdasa wzdychała prawie każda, a Diego może jedna, dwie.

***
Pozwólcie zostawić mi to bez komentarza. 
Nie mam na nic siły, jestem chora :<



niedziela, 2 lutego 2014

Temp 1 / Chapter 2 ~ "Witaj, supernova jestem, gwiazda tej szkoły"

Rodzice Camili wyjechali na kilku tygodniowe wakacje, jak coś :)

            Dziewczyny zebrały się w pokoju Camili oraz Violetty. W piżamach zaczęły wszystko planować, co na początku, a co na końcu. Świetnie się ze sobą dogadywały. Violetta była najbardziej z nich ucieszona - pierwszy raz w życiu będzie na piżama party.  Pryskała radością, co było widać przez podawanie najprzeróżniejszych pomysłów, które nie zawsze były normalne. Postanowiły, że wpierw porozmawiają o chłopakach. Tym razem, tylko Castillo była przeciwna. Nie miała chłopaka, więc nie miała co się odzywać. Usiadły na kolorowym dywanie i zaczęły opowiadać, Francesca o tym, jaki to Marco jest idealny, a Camila jej uważnie słuchała. Lubiła słuchać, kiedy komuś się powodziło. Sama nigdy nie miała szczęścia do miłości.
- Ej, możecie przestać? Nie lubię gadać o chłopakach. - Powiedziała znudzona tematem o miłości Violetta. Francesca spojrzała na Camilę, a zaraz potem jej wzrok przeniósł się na Castillo.
- To opowiedz nam,  jak się czułaś z naszym szkolnym gwiazdorem. - Powiedziała z lekkim uśmieszkiem Francesca. Rudowłosa spiorunowała ją wzrokiem, nie lubiła rozmów o temacie "Leon". Violetta spojrzała zdziwiona na włoszkę, ale za chwilę otrząsnęła się i powiedziała:
- Normalnie. Chłopak jak chłopak. - Camila spuściła głowę, ale czuła się lekko szczęśliwa. Chciała z nim być, ale on z nią, nie. Rozmawiał z nią, ale jak z normalną dziewczyną ze szkoły. Nic po za tym.  - Camila. - zaczęła ponownie mówić, ale tym razem trochę wyższym głosem. - Od kiedy jesteś w nim zakochana? - spytała. Torres podniosła głowę i powiedziała nieśmiało:
- Od jakiegoś roku. - Resto spojrzała na nią ostro, nie lubiła kłamać, ani gdy ktoś z jej towarzystwa kłamał. A Camila tym razem skłamała. Ruda spojrzała na nią, i dodała:
- No, może dwa. - ponownie spuściła głowę, ale tym razem z zawstydzenia. Violetta trochę jej nie rozumiała, przecież z tego co o nim opowiadała to on święty nie był. Castillo nie wiedziała również, jak to jest się zakochać.
- Dziewczyny, powiedzcie mi - spojrzały na nią lekko zdziwione. - Jak to jest zakochać się? - spojrzała im w oczy. Pytanie niby bananalne, ale jak odpowiedzieć? To coś dobrego czy złego? Uszczęśliwiającego czy smucącego? Na te pytania ludzie mają różne odpowiedzi. Nie ma odpowiedzi złej, ani dobrej.
- Według mnie to jest dziwne uczucie, nigdy nie wiesz czy robisz źle, czy dobrze. Nie każdy ma szczęście w miłości, dlatego to nie jest zawsze takie fajne i słodkie jak się wydaje na filmach. -Wytłumaczyła Francesca. Mimo, że była zakochana na zabój, nie twierdziła, że miłość zawsze jest szczęśliwa, i najlepsza na świecie. Violetta była lekko zdziwiona odpowiedzią włoszki, wytłumaczyła jej chyba wszystko, co chciała wiedzieć.
- Czyli to nie jest najlepsza rzecz na świecie, tak? - powiedziała nadal wpatrując się uważnie w Fran.
- Dla niektórych to najlepsze uczucie, a dla niektórych, najgorsze, co może istnieć. Czyli dla mnie. - powiedziała z pełną świadomością. Nie była typem osoby, która zakochuje się na dzień, czy dwa, a później znajduje kogoś innego. Bardzo szybko przywiązywała się do osób, co nie zawsze wychodziło na dobre.
- Dobra, nie gadajmy już o tym. Pogadajmy o... - powiedziała Francesca, ale przerwała, bo zabrakło jej pomysłów - o tobie, Violu. Opowiedz mi coś o tobie - poprosiła.

            Siedziała w sali od muzyki i komponowała. Co z tego, że są wakacje, skoro ona uwielbiała muzykę, i tak naprawdę to tylko dla niej żyła ? Była godzina dziewiętnasta, a jej zachciało się grać. Miała wszystko, pieniądze, rodzinę, wszystko co chciała z wyjątkiem jednego - miłości. Grała twardą, niezależną, silną, dwulicową. Wszyscy ją za taką uważali, a tak naprawdę była tego przeciwieństwem. Krucha, wrażliwa, piękna. Blondynka miała wielkie serce, ale nikt o tym nie wiedział.

            Mała blondynka siedziała na ławce ze swoją koleżanką, obie w rękach trzymały lizaki. Ferro była ubrana w czerwoną sukienkę i czarne pantofelki, a jej koleżanka w różową spódniczkę, oraz białą bluzeczkę, na swoich małych stopkach miała również różowe butki. Mała Valeria wykorzystywała Ludmiłę, uważała się za najlepszą oraz najładniejszą. Gdy koleżanka blondynki zjadła jako pierwsza lizaka, położyła patyczek na czerwonej sukience Ferro.
- Wyrzuć to, ja idę na huśtawkę. - rzuciła i szybko pobiegła zająć tą lepszą huśtawkę, tą z oparciem. Ludmiła popatrzyła na patyczek, i chwyciła go w swoje małe rączki. Był cały obśliniony, aż Ferro zrobiło się lekko nie dobrze. Zrzuciła patyczek na trawę, i powróciła do konsumowania swojego lizaka. Podbiegła do niej matka i postawiła na ziemi.
- Ludmiła, co ty zrobiłaś? Nie wolno tak! Podnieś go, i wyrzuć do kosza. Dlaczego to zrobiłaś? Spójrz na Valerię. Dlaczego nie możesz być taka jak ona? Grzecznie spytała czy wyrzucisz za nią, a ty jak jakiś borciuch wyrzucasz na trawę! - powiedziała pani Ferro. Nie wiedziała jaka jest prawda, ponieważ siedziała na ławce oddalonej o kilka metrów od tej na której siedziała jej pasierbica(?). Mała zaczęła płakać. - Podnieś to. Bierz przykład z Vale. - powiedziała jej macocha i poszła do jednej ze swoich koleżanek.

            Pamiętała ten dzień dobrze, aż za dobrze. Od tamtego dnia, obiecała sobie, że będzie najlepsza, musi być najlepsza. Jej ojciec wciąż jest z tą kobietą, nie powiedziała tacie o tej sytuacji. Uznała, że skoro on jest z nią szczęśliwy, to ona nie chce tego zepsuć. Jej matka odeszła, nie kochała jej, nigdy. Nienawidzi jej, nawet nie chce jej poznać. Za bardzo ją skrzywdziła. Wiedziała o niej tylko, że miała blond włosy, tak jak ona sama. Z Valerią nie utrzymuje kontaktów, ponieważ ona wyjechała do Francji. Zacinęła oczy i potrząsnęła głową, aby się ocknąć. Do sali weszła Angie wraz z jakimś chłopakiem. 
- Ludmiło, przepraszam cię, ale musisz wyjść. Muszę nadrobić materiał z Federiciem. - powiedziała jak zwykle miłym tonem. Odłożyła gitarę i podeszła do chłopaka. Podała mu rękę, którą uścisnął z lekkim przerażeniem. Zupełnie nie wiedział, o co chodzi dziewczynie.
- Witaj, supernova jestem, gwiazda tej szkoły. - powiedziała swoim udawanym tonem. 
- Federico. - powiedział z uśmiechem. 
- A teraz zejdź mi z oczu. - powiedziała biorąc swoją kopertówkę. - Ludmiła wychodzi. - dodała wykonując swój gest.
- A co, jeśli nie pozwolę? - zapytał stawając przed blondynką. Spodobał jej się jego charakter, niby grzeczny, ale ma pazura. Jednak nie chciała, żeby tego poznał. Nie był tego godzien. 
- To będziesz miał problem. - powiedziała omijając go. Odwrócił się i prychnął. Drwił z ludzi, którzy uważają się za lepszych, bo są bogatsi.

            W salonie, czarnej skórzanej kanapie siedziały dziewczyny i popijały kakao, oglądały "Tytanic'a", ulubiony film Francesci.
- Ej, Cami, wiesz co. - westchnęła włoszka. Camila spojrzała zdziwiona na nią, nigdy jeszcze przyjaciółka nie przerywała oglądania filmu. - Chyba już mi się ten film znudził - powiedziała ze swoim akcentem.
- Tak. - krzyknęła Camila. Nienawidziła tego filmu, znosiła go tylko dla Francesci. Violetta przyglądała im się uważnie.
- Czy tak wygląda przyjaźń? - zastanawiała się. Uśmiechnęła się lekko do nich, nie chcąc, aby wyszła na jakiego dziwoląga.
- Witamy, witamy. - powiedzieli głośno chłopcy. ( Maxi, Marco, Dj, Seba )
- Yyyy. - wyjąkała zawstydzona Violetta. Przyjaciółki spojrzały na nią również zdziwione zjawieniem się chłopaków.
- Błagam, nie rozwalcie niczego. Mi idziemy się przebrać. - powiedziała Camila ciągnął przyjaciółkę oraz Violettę do swojego pokoju.
- Eeee, nie. To my idziemy. - powiedzieli i wyszli. Camila spojrzała na drzwi z pogardą, i walnęła się ręką w czoło. ~ Boże, jakie to są matoły ~ pomyślała.

***
Skończyłam pisać rozdział jakieś pięc minut temu, nie sprawdzałam go. 
Ale i tak wiem, że jest beznadziejny.
Pisałam go tak długo, że uwierzyć nie mogę! 
Dziękuje za komentarze pod poprzednim rozdziałem :)
Mam już napisany epilog, hahah.
Pewnie będę go przerabiała jakieś 12231 razy, ale miałam już na niego pomysł :D
KLIK, jeśli Ci się nudzi, i chcesz poczytać. Bardzo fajny, niedawno założony blog ;3




czwartek, 23 stycznia 2014

Temp 1 / Chapter 1 ~ "Przepraszamy, ale nie masz środków na koncie, prosimy o doładowanie."

                Było blisko północy. Violetta leżała już wygodnie w łóżku, wykąpana, przebrana w pidżamę, rozglądała się po pokoju. Czuła się dziwnie, nie swojo. Nie była już w swoim łóżku, w swoim pokoju, w Madrycie.  Nie była śpiąca, ale była zmęczona, nie mogła zasnąć, czuła, że czegoś nie zrobiła, czegoś ważnego. Powróciła do pozycji siedzącej, rozejrzała się ponownie po pokoju, jej wzrok dostrzegł różowo-fioletowy gruby zeszyt w którym dziewczyna zaczęła wcześniej pisać.  - Pamiętnik. - powiedziała cicho do siebie.
- Hm, co? - przebudziła się Camila. Violetty wzrok tym razem przeniósł się na kuzynkę.
- Nie, nic. - odpowiedziała jej.  Rudowłosa tylko lekko zmarszczyła brwi i znowu spała. Nie chciała dręczyć swojej kuzynki, ponieważ wiedziała, że jest zmęczona. Violetta upewniła się czy Camila śpi, i chwyciła pamiętnik i zaczęła pisać.
               
Hej, znowu. Mam coś Ci ważnego do powiedzenia. Czy wiesz, jak to jest gdy jesteś sama w pokoju, nie wiesz czy możesz się do kogoś odezwać? Kiedy jesteś sama, i wiesz, że nie możesz nic z tym zrobić? Tak? Ja nie. Jestem tu niespełna trzy godziny, a już wiem, że spotka mnie tu wiele dobrego. Muszę już lecieć, nagle zachciało mi się spać. Dziwna jestem.- po ostatnich słowach zapisanych w pamiętniku Violetta zaśmiała się w myślach, bo nie chciała ponownie obudzić swej kuzynki. Zamknęła zeszyt i powróciła do pozycji leżącej, po kilku minutach już spała.


                Centrum handlowe, można powiedzieć, że ulubione miejsce spotkań dziewczyn. W tym przypadku również. Dziewczyny właśnie się tam wybierały. Violetta chciała zwiedzić trochę Buenos Aires. Camila stwierdziła, że wpierw pokaże jej największe i najbardziej lubiane przez nią oraz Francescę centrum handlowe. Oczywiście, nie obyło się do wejścia do kilku sklepów. Jak to dziewczyny... Violetta miała już dość sklepów, więc przy kolejnym została sama. Centrum było duże, łatwo było się w nim zgubić. Ba, nawet bardzo. Co kilkanaście minut ludzie zgłaszali o zaginięciu dziecka, czy też rodzica. Dla wszystkich wydawało się to śmieszne, dopóki sami tego nie doświadczyli. Z torebki Violetty zadzwonił jej dzwonek. - To pewnie tata. - pomyślała. Zgadła. Odebrała bez zastanowienia, bo wiedziała, że miałaby kłopoty. Jeszcze by kazał jej wracać do Madrytu, nie jest jeszcze pełnoletnia, więc nie mogła sobie pozwolić na pełne decydowanie za siebie.  Od małego miała swój nawyk - chodzenie podczas rozmowy przez telefon. Próbowała się odzwyczaić, ale nie potrafiła. Ludzie mają różne nawyki, jedni bardziej śmieszne, drudzy mniej. Dziewczyna ubrana w łososiową sukienkę zaczęła chodzić po całym centrum w tempie bardzo szybkim. Nawet nie zauważyła, jak mijała sklepy, w których już dziewczyny zdążyły kupić masę ciuchów. Po rozmowie krótkiej jak na Germana, Violetta zatrzymała się przy jednym ze sklepów jubilerskich. Nie wiedziała co ma robić, nigdy jeszcze nie zgubiła się w galerii. Ba, ona to wyśmiewała, jak można być tak nieuważnym. Spojrzała się za siebie. Liczyła na to, że zobaczyły jak odchodzi, to może ją szukają. Jednak, może przez to, że nie jest dobra z matematyki, przeliczyła się. Zobaczyła tylko masę ludzi przepychających się przez główny hol centrum.

                Isabel stała już około dobrą godzinę przy wybieraniu idealnego prezentu dla swojej mamy. Była tam z bratem, który jak zawsze wszystko olewał i rozmawiał ze swoją dziewczyną.
- Leon, czy mógłbyś łaskawie podejść tu i mi pomóc? - spytała już bardzo zdenerwowana brunetka. Usłyszał ją, lecz nie chciał za bardzo jej się posłuchać, więc wyszedł. - Jak zawsze. - szepnęła sama do siebie Isabel i powróciła do wybierania prezentu idealnego. Gdy wyszedł, oparł się na balustradzie łokciami i karcił się w myślach.
- Verdas, czemu jej nie pomogłeś? No czemu!  - krzyczał głos w jego głowie. Kochał siostrę, rodziców, ale nie pomagał im. Sam nie wie dlaczego. Nie lubił siebie, nie tolerował siebie. Jest z Larą dla tak zwanego "szpanu". Nie kochał jej, nie lubił. Lara była piękna, wydawało się, że jest miła i sympatyczna, ale to pomyłka. Jest oschła, rozwydrzona panienka, która jest "córunią tatunia".  Zamknął oczy, jakby chciał żeby całe jego życie okazało się snem, żeby okazało się, że jest inny. Nie zadziałało, był starym Leonem Verdasem. Odwrócił się i oparł się plecami o balustradę. Tyle ludzi przechodziło mu przed oczami, że nawet nie mógł wygodnie stać.  Z Isabel byli bliźniakami, lecz o zupełnie innych charakterach. Ona była miła, pomocna, uczynna. Zawsze ojciec wypominał mu "Mógłbyś być taki jak siostra". On był zupełnie inny, zupełne przeciwieństwo siostry. Byli zupełnym swoim przeciwieństwem, jedyne co ich łączyło to szkoła i rodzina.


            Wybierała właśnie numer do Camili. Na ekranie telefonu pojawiła się pewna informacja "Przepraszamy, ale nie masz środków na koncie, prosimy o doładowanie."
- Super, po prostu genialnie! - powiedziała do siebie wymachując rękami. Z tego wymachiwania, nic dobrego jej nie wyszło, ponieważ wypadł jej telefon. - Jeszcze tego brakowało. - powiedziała i sięgnęła po telefon. Był w nie najlepszym stanie, szybka była rozbita, a lakier na bokach zdrapał się. Spróbowała go uruchomić, udało się. - Może będzie jakiś nieodebrany. - pomyślała. Jednak jej myśl nie spełniła się,  żadnego powiadomienia nie było.  Teraz zostało mi tylko jedno. - pomyślała.  - Zna ty może ktoś Camilę Torres? - zadawała pytanie przypadkowym przechodniom. Większość  po prostu ją olewała i szła dalej. Zupełnie nie zauważyła chłopaka, który przypatrywał jej się cały ten czas.
- Em, przepraszam. Ja znam to twoją przyjaciółkę. - powiedział do niej, gdy ona już załamana opierała się ścianę w kolorze orzechowym.
- Tak? A masz do niej numer? - spytała nie pewnie. Nie była zupełnie pewna, czy chłopak mówi jej prawdę. Nie znała go,  i nie wiedziała jaki jest. Przytaknął lekko głową mrugając, co sprawiało go sympatycznym. Ale czy taki był naprawdę? Sam tego nie wiedział. Nie odnalazł siebie, takiego którym jest naprawdę.
- Jej numer mam, ale nie wiem czy odbierze - zaśmiał się na co ona spojrzała trochę dziwnie na niego. - Jestem Leon - podał jej rękę. Przymrużyła swoje oczy, jakby kiedyś już o nim słyszała, ale nie za dobre rzeczy.
- Violetta. Camila mi chyba o tobie opowiadała, ale pewna nie jestem, Leon... - próbowała sobie przypomnieć. - Verdas? - spytała niepewnie. Leon przytaknął głową. - Leon Verdas, najpopularniejszy chłopak w calutkim Studio. - zacytowała słowa kuzynki, zakładając ręce na pierś.
- Ej, mam ci pomóc, czy nie? - spytał poważnie. Nie lubił, gdy ktoś go obrażał, czuł się wtedy upokorzony, a przecież nikt nie lubi taki być, prawda?
- No spoko, spoko. Nie denerwuj się tak. Zadzwoń do niej, proszę - co chwile zmieniała swój ton, oraz charakter. Nie wiedziała jak ma do niego mówić, Camila opowiadała jej o nim nie najlepiej, a dla niej on się wydawał do wytrzymania. Czy on coś jej zrobił? - przeszła jej przez głowę myśl.
- Ja się nie denerwuje! Dobra, dzwonie do niej. - wyciągnął swojego iPhone z kieszeni i wybrał numer do Camili.
- Cześć - powiedział oschle. - Mam waszą zgubę. - popatrzył na Violettę, która zaśmiała się pod nosem. Camila nie wiedziała skąd Verdas ma jej numer, i zdziwiła się po co on do niej dzwoni. Miała do niego wielki żal, za to, że bawi się dziewczynami. Jak tak można? - zadawała sobie to pytanie Camila. - Jesteśmy przy jubilerskim. - oznajmił jej przez telefon po czym się rozłączył. - Zaraz tu będą. - zwrócił się do Violetty.
            Rzeczywiście tak było, po niecałych pięciu minutach ciszy pomiędzy serialowej Leonetty, dziewczyny stały przed Violettą. Były obładowane torbami z przeróżnych sklepów.
- Viola! - położyła swoje torby na podłodze i przytuliła Violettę Camila. - Gdzie ty nam uciekłaś? I po co? - zapytała się jej. Nie myślała, że to co powie Violetta ją tak rozbawi.
- Wiesz, jak rozmawiam przez telefon to muszę chodzić, sama nie mogę tego opamiętać. - odpowiedziała jej trochę nieśmiało. Camila otworzyła lekko usta po czym podniosła jedną brew z zdziwienia.
- Że co? - spytała już śmiejąc się. - Chodzisz, jak rozmawiasz przez telefon? - Violetta lekko się speszyła, ponieważ do Camili dołączyła się Francesca.
- Dobra, koniec tematu. Chodźcie. - chciała się jakoś wyplątać Violetta.
- Czekaj, trzeba podziękować temu cymbałowi. - powiedziała niechętnie Francesca i spojrzała na Camilę. - To twoja kuzynka, ty podziękuj. - dodała dumna. Tylko ona wiedziała jej sekret, który był ściśle tajny. Wiedziała o nim tylko, i wyłącznie Francesca.
- No, to czekam na podziękowania. - podszedł Camilę od tyłu Leon.
- Dziękuję, za znalezienie naszej zguby. - wymruknęła niezrozumiale.
- Co? Nie słyszę. - powiedział i nadstawił ucho. Przymrużyła oczy ze złości.
- Okey, dziękuje, za znalezienie Violi. - powiedziała już głośniej, ale nie wystarczająco Verdasowi.
- Camila, nie słyszałem. - pierwszy raz powiedział do niej po imieniu.
- Łał, powiedziałeś do mnie po imieniu. Co to za zaszczyt. - powiedziała Camila. Z tej całej sytuacji śmiały się Fran oraz Violetta. - Dobra, nie chce mi się z tobą gadać. Dzięki za telefon z informację o Violettcie, o tym, gdzie jest. - powiedziała nie chętnie i poszła omijając Verdasa przed siebie, do domu. Zaraz za nią szły Francesca oraz kuzynka rudej.
- Hej, Cami! - zatrzymała ją włoszka. - Viola wie? - złapała przyjaciółkę za ramie. Torres spojrzała na swoje buty, nagle znalazła w nich coś ciekawego, ale przecież nic się tam nie zmieniło. - Cami.
- Nie, nie wie. - oznajmiła rudowłosa. Violetta spojrzała na nią pytająco. Violetta jej mówiła wszystko, a ona miała przed nią tajemnice. Castillo doskonale to rozumiała. Camila przecież mogła mieć z tysiąc przyjaciółek, a Viola tylko jedną. - No, bo ja ten. Byłam w nim zakochana, ale on jest dupkiem. - zwróciła się do kuzynki i uśmiechnęła niemrawo. Nie chciała o tym rozmawiać teraz, więc zaproponowała dziewczyną, jak dla niej genialną propozycję. - Robimy dzisiaj nocowanie? - kąciki ust Francesci momentalnie uniosły się. Camila już bez pytania wiedziała, że obie się zgodzą, ale z grzeczności spytała.
- Okey. - odpowiedziała szatynka.
- To o osiemnastej u mnie. - powiedziała Torres i pożegnała się z włoszką, ponieważ właśnie wychodziły z centrum.

 ***
Jejku, mam nadzieje, że da się to jakoś czytać :D
Jestem otwarta na krytykę, wiem, że nie piszę najlepiej ;3
Nie bójcie się z krytyką, walcie śmiało! 
Nudzi Ci się, i masz teraz ferie napisz na GG 49694677
Niedługo pojawi się zakładka "Postacie" :)
Zapoznanie Leonetty było w tym rozdziale, Camila była zakochana w Leonie :D
W tym rozdziale nie było przekazu żadnego, bo Leonetta dopiero się poznała xD
Mam nadzieje, że, aż tak bardzo źle nie było ;3
Dobra, nie przynudzam! :*







piątek, 17 stycznia 2014

Prolog

Drogi, Pamiętniku!
         Nazywam się Violetta. Mam 17-cie lat, jestem z Buenos Aires i właśnie tam lecę do kuzynki na wakacje. Mieszkamłam w Madrycie. Tata nie wie, ale ja zostaję w Buenos Aires. Tutaj się wychowałam, tutaj się urodziłam i to właśnie tu chcę umrzeć. Urodziny mam w wakacje, więc nie będzie problemu z zostaniem. Będę pełnoletnia! Ah, nie mogę się doczekać!

         - Proszę zapiąć pasy, zaraz lądujemy. - poinformowała stewardessa. Nie mogła dokończyć pisania, ponieważ każdy zaczął się wiercić. Zamknęła swój tajny zeszyt i schowała do swojej torby podręcznej. * Dopisać post w pamiętniku * - zapisała sobie na ręku. Czuła, że zaczyna nowe życie, lepsze życie.
- Cześć, Buenos Aires! - powiedziałam cicho do siebie patrząc przez okno jak lądujemy. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na godzinę, samolot wyląduje o wyznaczonej godzinie. - Gdyby tata wiedział. - westchnęła równie cicho.


          - Camila! - krzyknęłam i podbiegłam w stronę kuzynki. Rzuciłam jej się na szyję. Jejku, jak dawno jej nie widziałam na żywo. Jest jeszcze ładniejsza niż mi się wydawało! Jezu, ale się za nią stęskniłam. - pomyślały obydwie. Ostatnio rozmawiały ze sobą przez Skype'a jakieś trzy miesiące temu. Była najbliższą mi osobą zaraz po tacie. Wszystkie sekrety o mnie znała ona. Tak o niej myślała Violetta. Dla Camili, Violetta była równie ważna.
- No, już. Violetta, zaraz mnie udusisz. - zaśmiała się. Stana już normalnie, na wprost jej i tym razem to Violetta się zaśmiała.
- Uwielbiam Cię. - powiedziała. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, Camili również. Buenos Aires. Jestem Buenos Aires, jejku jak to cudownie to brzmi, pomyślała córka Germana. Ponownie się do niej przytuliła, a Camila znowu się zaśmiała. Violetta zobaczyła średniego wzrostu dziewczynę, która przyglądała się całej tej sytuacji i podśmiewała pod nosem. Puściła Camilę i poprosiła ją, aby odwróciła się.
- To Fran, moja przyjaciółka. - wytłumaczyła kuzynce gestykulując czarnowłosej, aby do nich podeszła.
- Violetta. - podała jej rękę, którą ona lekko ucisnęła i uśmiechnęła się sympatycznie. - Chyba nie jesteś stąd, masz włoskie imię, Francesco.
- Mów mi Fran, nienawidzę jak ktoś do mnie mówi w całym imieniu. Czuję się wtedy jakbym miała z 30-ci lat- zaśmiała się. - I to prawda, ale większość życia mieszkałam właśnie tutaj. - jej również uśmiech nie schodził z twarzy
- Dobra, jedziemy, mama się już pewnie nie cierpliwi! - chwyciła obie za ręce i ruszyła szybko do przodu, ledwo co Violetta zdążyła złapać swoją walizkę.

         ***
Wiem, nie jest idealny. Nie umiem idealnie pisać. 
Mam nadzieję, że przez pisanie na tym blogu poprawię się,
oraz będę wyśmiewać, to, jak kiedyś pisałam. :D
Mam nadzieje, że chociaż kilku osobom się to spodoba :)
W razie pytań, lub nudów piszcie na GG: 49694677

Obserwatorzy